Duke Nukem 3D był grą, w którą ogromnie uwielbiałem grać i
spędziłem z nią wiele czasu. Jednak w pewnym momencie wydarzyło się „coś” co
sprawiło, że stała się dla mnie obojętna i wszystkie miłe wspomnienia wymazałem
z pamięci. Ale o tym fakcie wspomnę na końcu opowiastki.
Początek gry, kiedy wystrzelony pocisk wybucha za logiem
DN3d… to coś wspaniałego! Gra wydawała mi się wówczas ogromnie plastyczna. Mam
na myśli to, że wchodziliśmy „we wzajemne oddziaływanie” (interakcja) z różnymi
przedmiotami. Mogliśmy strzelać w gaśnice, beczki, które wybuchając niszczyły
ściany i przedmioty, przeglądać się w lustrze, burzyć budynek, odsuwać kotary w
kinie i oglądać film… a w czasie wymiany ognia w barze, od pocisków
rozpryskiwały się kieliszki i butelki. Można było oddawać się również
czynności, która nazywa się mikcja. Takich rzeczy wcześniej proszę państwa nie
było!
Kiedy rodzice kupili mi kompa w wakacje 1996 roku, jedną z
pierwszych gier, którą ogrywałem był Raptor. (O tej grze niedługo napiszę coś
więcej, bo była dla mnie ważna.) Gra bardzo mi się podobała i pewnym czasie
chciałem spróbować czegoś podobnego. W ręce wpadły mi dyskietki z Tyrianem, prawdopodobnie
przyniesione od Barta.
Tyriana zrobili ludzie z Eclipse Software w 1995
roku. Jest to „automatowa” strzelanina science-fiction, w której kierujemy małym
statkiem i łoimy w nadlatujących do nas wrogów.
Pierwsze co pamiętam, to fakt, że gra jest bardziej
rozbudowana i kolorowa niż Raptor. Mogliśmy modyfikować nasz pojazd i wyposażać
go w różny typ uzbrojenia. W czasie misji zbieraliśmy powerupy i kasę. Wrogów
eliminowaliśmy na kilku, a może nawet i kilkunastu planetach. Wrogie jednostki
były zróżnicowane, a pod koniec każdego etapu czekał boss.
Cieszyłem się, że można pograć w dwie osoby na jednym kompie
(klawiatura i myszka) Ale przyznaję szczerze, że gra jakoś nie zapadła mi w
pamięć. Być może dlatego, że jednak za wiele czasu spędziłem z Raptorem??!?
Ostatnio grę pokazałem moim „państwowym dzieciom”. Chyba nie
widzieli podobnych produkcji bo w czasie grania okazywali szczerą radość. Przez
pewien czas katowaliśmy tę grę, a jedną z sesji uwieczniłem na filmie:
W Tyriana 2000, która jest specjalną wersja oryginału nie
grałem. Jeżeli chcecie spróbować, to na gog.com jest chyba jeszcze za darmo.
Fifa 96, a dokładnie FIFA Soccer 1996 stworzona przez Extended Play Productions, a wydana przez Electronic Arts pod koniec 1995 roku. (Bo wcześniej EA nie wiedziała jak się robi gry piłkarskie ;) ) Moja pierwsza, poważna gra o piłce nożnej. Nie pamiętam skąd ją miałem i gdzie teraz jest, ale około roku 2008, zanim wyprowadziłem się z rodzinnego domu, jeszcze widziałem pudełko. Być może leży teraz zapomniana gdzieś w piwnicznym loszku.
Wcześniej grałem w gry piłkarskie, wspaniały Sensible Soccer, FIFA Soccer 94 czy Gol (??!?) na Pegasusa. Ale według mnie, nie było tam poważnej rozgrywki, chociaż przy pierwszym wymienionym tytule bawiłem się wyśmienicie i wcale mi to nie przeszkadzało.
Gra oferuje nam kilka opcji rozgrywki – mecz towarzyski, turnieje, treningi, sezon w lidze przeróżnych krajów, w tym ligę malezyjską! Pamiętam, że przeróżne mistrzostwa wygrywałem rzecz jasna Polską i Brazylią, której drużynie w tamtych czasach bardzo kibicowałem i w sumie robię to do dzisiaj.
Moi koledzy również grali w Fifę 96, zdarzało się, że przy jednym kompie graliśmy przeciwko sobie lub bardzo rzadko - w jednej drużynie. Standardowo mogliśmy sterować klawiaturą, myszką (prawie niewykonalne) i dżojstikiem ;) Dżoja mieliśmy takiego mega starego, jeżeli jeszcze gdzieś jest, to leży on wraz z grą, we wspomnianym wcześniej loszku.
Gra oferowała dwa tryby grafiki Vga i Svga. Kiedy włączyło się ten drugi tryb, gra stawała się prawdziwym meczem piłkarskim. „Grafika była jak w telewizorze”, murawa, trybuny i zawodnicy, chociaż żadnemu z nich nie było widać wąsów. Można było też oglądać samą rozgrywkę z kilku kamer, ale ja zawsze grałem na tej ustawionej domyślnie. Dźwięki i komentarze były świetne. To była super gra i mocno mnie wciągnęła. Na dużej tablicy nad stadionem wyświetlane były przerywniki filmowe, ale już ich dokładnie nie pamiętam. To były na pewno scenki z prawdziwych meczy.
Kiedy znudziły mi się zwykłe reprezentacje i kluby, tworzyłem swoje. Zrobiłem drużynę Secret Service… Niestety nie można było wpisywać własnych nazwisk, ale wśród dostępnych piłkarzy ze świata znalazłem Bergera i Martineza. No… to było zboczenie! Rozumiecie? Inną reprezentacją była ta mojego bloku, w którym mieszkałem o nazwie Pogodna 28.
Samobój strzelony przez kompa.
Nigdy nie bawiłem się w taktyki, ustawianie składów i te przeróżne rzeczy, które znane są fanom piłki nożnej. Odpalałem mecz i tak jak w pracy… wiadro, mop i jazda!
Ta gra nadal cieszy, kilka dni temu pobrałem ją z jakiejś strony z grami abandoware. Pokazałem ją moim państwowym dzieciom, wychowanym na Fifie 15, 16 czy ogrywanej właśnie 17. Dawno nie słyszałem żeby tak głośno się emocjonowały grając mecz, w którejś z nowszych odsłon. Ta gra cieszy! Całe szczęście udało mi się wygrać i pokazać, że Stary Wujek w gry troszkę, ale potrafi grać.
Dodaję ten wpis i idę łupać w grę :D
Hyhy… pamiętam też doskonale, że jest blisko pola karnego takie miejsce, z którego brameczki zawsze wpadają, ale Wam nie powiem ;)