Pewnego razu, bardzo dawno temu, jak co dzień, wbiłem do domu przyjaciela. Nie był sam, a w towarzystwie... mojego drugiego przyjaciela. Kilka lat wcześniej, wciągnęli mnie w głęboki świat fantastyki, fantastyki naukowej i gier rpg.
Patrzę, siedzą przy kompie jak gdyby nigdy nic i w ciszy tłuką w jakąś grę.
- W co gracie? – pytam.
- W Liero. – odpowiada jeden z nich.
Achaaaaaaaaa – myślę. W Lieroooo. No tak! W Liero! W Liero grają! – zacząłem się denerwować w myślach. - Grają w Liero! Wczoraj i przed wczoraj jak u nich byłem to jeszcze jej nie znali, a gra wciągnęła ich na tyle, że samo obcowanie z nią, przez te kilka godzin, stało się dla nich czymś normalny. I oni mi oznajmiają najzwyczajniej w świecie, że w Liero grają!!! Pamiętam tę sytuację jak dzisiaj.
- A co to takiego? – pytam spokojnie.
- To Wormsy w czasie rzeczywistym. – usłyszałem.
No i rzeczywiście. Kumple grają robakiem na podzielonym ekranie, którym przemieszczają się przy pomocy liny, kopią tunele i łoją w siebie przeróżną bronią, zbierając od czasu do czasu jakieś prezenciki. No, mają rację. Czas rzeczywisty.
- Czego mi o niej wcześniej nie powiedzieliście?
- Mamy ją dopiero od wczoraj…
No i dali mi zagrać. Nie umiałem sterować robaczim*, jak tu skakać i jednocześnie strzelać, jak tu w ogóle robić cokolwiek??!? Kila razy przegrałem i dałem sobie spokój, ale gra mi się spodobała. Wyniosłem ją od chłopaków na dyskietkach, zainstalowałem u siebie na kompie, a potem dałem ją Bartowi.
Dobra gra. Najwięcej w nią grałem z bratem. Ale kiedy łoiłem w nią z kumplami, od których ją dostałem, rzadko udawało mi się wygrać. Gra ma 4 tryby rozgrywki, albo łoimy przede wszystkim w siebie, a wygrywa gracz, który zabierze przeciwnikowi wszystkie życia, albo tryb, w którym musimy zabierać flagi z obcej bazy i przenosić je do swojej. No prosta sprawa, wiecie o co chodzi, a radość ogromna.
Liero to strzelanka, stworzona w 1998 roku przez fińskiego programistę Joosę Riekkinena.
W Liero graliśmy namiętnie, do czasu, aż kumple dorwali Diablo 2… Po kilku latach, jeden z nich, dużo ogrywał Soldata. Ja też go zainstalowałem, ale już nie wciągnął mnie jak pierwowzór.
Polecam Wam w nią zagrać, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście : )
*Robaczi - słowo wymyślone przez moją Alicję.
W wormsy zgubiłem setki godzin młodości, więc chyba czas spróbować liero. Od razu powiem, że wcześniej o niej nie wiedziałem :)
OdpowiedzUsuńAle od razu zaproś do zabawy znajomego. Chociaż granie na klawiaturze może być męczące, to jednak radość nieporównywalnie większa, niż mierzenie się z komputerem ;>
Usuń