To nie będzie długi wpis.
Jak wiecie, nie interesuję się nowymi grami. Na początku, o Zaginięciu Ethana Cartera wiedziałem tylko tyle, że wykorzystano w nim technikę fotogrametrii. Twórcy ponoć biegali z aparatem fotograficznym i robili kamykowi tysiące zdjęć z różnych stron, żeby umieścić go grze. I ten wirtualny kamień miał wyglądać realistycznie. To spowodowało, że pomyślałem, że gra mi nie pójdzie.
Drugą sprawą, która niejako zainteresowała mnie bardziej, to sam tytuł. Dla kogoś takiego jak ja (poprawiam krawat i przyjmuje skromną minę) od razu skojarzył się Mitologią Cthulhu.
No! I to tyle. O grze przez długi czas nie myślałem.
I tak minęły 3 lata. Bo gra została wydana w 2014 przez „The Astronauts”, a kilka dni temu ją przeszedłem. A jak to się stało, że zwróciłem na nią uwagę? Któregoś pięknego razu rozmawiałem z Bartem o grach i wówczas podjąłem decyzję o zagraniu w ten tytuł.
Odpaliłem grę. Długo czekałem, aż raczy się załadować. Wiedziałem, że będzie skakać – pomyślałem. No i skacze, jakżem przewidział… Już samo menu tnie się niemiłosiernie. Zmieniłem szybko ustawienia na kiepskie i włączyłem grę. Chwilę wcześniej byłem po kilkumiesięcznych zmaganiach w Skyrima i zamiast iść w początkowej fazie gry przed siebie, polazłem w bok. Po jakiejś chwili opanowałem się i postanowiłem, że nie będę więcej robił takich głupot i pójdę tam, gdzie trzeba.
Dolina Czerwonego Potoczku ;) rzeczywiście wyglądała ładnie. Ale… posłuchałem chwilę ciekawej muzyczki i grę wyłączyłem. Za bardzo się cięła. Ech ten mój Kalkulator!
Następnego dnia odpaliłem ją ponownie i o dziwo, na kiepskich ustawieniach zaczęła ładnie banglać. Nawet! zwiększyłem rozdzielczość i tak dalej… i…
No i co? Hop siup i po grze.
Gra zajęła... no niech będzie, ze 3 godziny grania. Już w połowie domyślałem się, o co chodzi, a na końcu potwierdziły się moje przypuszczenia, chociaż i był element zaskoczenia, że to wszystko takie jakieś...
Ale prawdziwe emocje wywołał we mnie komentarz pod filmem z rozgrywki, który nagrał jutuber - SargeThePlayer. Napisał go osoba o niku Nefglarien. Śmiem zacytować:
"Jeśli ktoś lubi smaczki: zwróćcie uwagę, w jakich pozach zastygła rodzina. Ojciec podaje matce wiadra z wodą (w opowieści Ethana utopił ją), wujek oślepiony opiera się o belkę (przed "śmiercią" również został oślepiony), dziadek uderza Travisa szmatą, aby ugasić ogień (w opowiadaniu Ed uderzył wnuka kamieniem, a sam, pozwolił aby zapaliły się na nim ubrania). Bardzo fajną teorię niżej opisała +Paulina K, że Uśpiony to po prostu personifikacja zatrucia dymem, Ethan walczy, aby nie zasnąć=nie umrzeć. Ethan był samotnym chłopcem, który tworzył w swojej głowie opowieści, stworzył również Paula Prospero, mistycznego detektywna, który rozwiązał wiele tajemniczych spraw. W chwili śmierci to on przychodzi mu na ratunek, rodzina zawiodła. W pewien sposób można to odwrócić w happy end, ponieważ zgodnie z wyobraźnią chłopca, Prospero go odnalazł i "uwolnił" ("Możesz odpuścić"). Fajne jest również podwójne znaczenie tytułu: "Zaginięcie Ethana Cartera" wydaje nam się poważną, tajemniczą i niebezpieczną sprawą, a okazało się, że po prostu zapomniał przyjść na kolację, pochłonięty pisaniem opowiadań. Paradoksalnie to odnalezienie go przez rodzinę było tak zgubne w skutkach (a właściwie ich kłótnia), ponieważ gdyby zapomnieli lub zignorowali brak Ethana na kolacji, głód przypomniałby chłopcu w końcu o rzeczywistości i wróciłby sam do domu. Gra zdecydowanie nie dla wszystkich, robiona pod przysłowiowego mindfucka, który świetnie wyszedł twórcom. Piękna oprawa graficzna, pasująca ścieżka dźwiękowa, bardzo dobrze podłożone głosy, trzymająca w napięciu historia z licznymi zwrotami akcji. Według mnie zdecydowanie 10/10."
(Czyli napisał więcej w komentarzu niż ja teraz...)
Muzyka piękna i myślę ją wykorzystać do sesji rpg w Cthulhu. Ale to nie gra, to historia, którą oglądamy.
Emocje są żywe i niesprecyzowane… Może za rok nastąpi aktualizacja wpisu? A jeżeli nie graliście w Zaginięcie, to nadróbcie zaległość. Chociaż teraz już znacie rozwiązanie... :D
Czy jest coś cthulhowego w grze? A no coś tam jest…
Bardzo ciekawe skojarzenia z rozgrywki ma mój dobry przyjaciel Squonk z Trzynastego Schronu. Powiedział mi, że przebywając w świecie gry, czuł się jakby wrócił do miejsca, w którym urodził się jego ojciec, gdzie obecnie nie ma już nic, poza grobami i domem, w którym mieszka teraz ktoś obcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz