niedziela, 29 października 2017

Syndicate Wars


Niestety, są takie gry komputerowe, pomimo tego, że je ukochałem, to nigdy ich nie przejdę... no ale nie tym razem.

Syndicate Wars nie była dosyć lubiana przez moich kolegów z bloku, a z tego co pamiętam, to Bart wypowiadał się o niej z dużym lekceważeniem. Ogólnie chłopakom nie podobało się, że druga część wspaniałej Syndicate,  została przeniesiona w trzeci wymiar. I przez pewien czas i ja tak myślałem.


O tym, że postanowiłem w nią jednak zagrać, było to, że w pierwszą w część nie grałem na swoim kompie i do dzisiaj słabo znam ten tytuł oraz uwielbienie cyberpunkowych klimatów. Gdybym mógł, to bym sobie wymienił jakieś części ciała. Nogi bym sobie wymienił… Nawet mam implant w prawym kolanie, ale to inna historia ;) 

Odpaliłem grę, chwilę pograłem… wpisałem kod  na bronie i … często używałem Granatów Nuklearnych.





Ale postanowiłem pograć w nią na poważnie. Po przejściu kilku misji, zakochałem się w tej grze i nawet pamiętam, że zachwalałem ją wśród kolegów, ale nie chcieli mnie słuchać. Pewnie prychali coś pod nosem i szybko zmieniali temat.  Ale ja w nią ciąłem.

Wpadłem w cug i przechodziłem misję za misją. Rozgrywałem kampanię EuroCorpem, nienawidząc całym sercem konkurentów, zboczeńców z Church of the New High Epoch. Niestety, postawiłem na swoje umiejętności zręcznościowe i praktycznie olałem badania nowych technologii. Jedynie ulepszałem agentom metalowe szkielety. Po pewnym czasie, kiedy używało się jedynie minigunów, gra stała się dosyć trudna, ale nie poddawałem się, aż zupełnie się zaciąłem. 

I teraz uważajcie, bo będą daty. 
Zatrzymałem się na misji 26 w Honolulu (Hawaje), a save pochodzi z 14 stycznia 2004 roku

Nie mogłem przejść tej misji. Co jakiś czas (co kilka lat) odpalałem grę, ale nie umiałem sobie w niej poradzić, aż do 6 listopada 2016 roku! Wrzuciłem zdjęcie na profil fb bloga z taki opisem:



Aaaaaaha! Po kilku latach udało mi się przejść misję w Honolulu... Mógłbym ją przejść wcześniej, gdybym się skupił na badaniach naukowych, ale olałem temat... a tak cud!  :) Zobaczymy czy dam radę w innych...  :D 

No!... I w sumie od tamtego czasu nie posunąłem się dalej, aż do wczoraj. Przy pomocy kodów, zdecydowałem się przejść etap i również całą grę. Nie chciałem już wyposażać agentów w najnowsze zdobycze techniki, ani powolutku realizować cele kolejnych misji. Uznałem, że nie ma sensu dalej w to grać i się męczyć, kiedy mam piękne wspomnienia…

… a wówczas, w roku 2004, ta gra miała wspaniały klimat. Ciężki, ponury, deszczowy. Kiedy zamknę oczy widzę ludzi chodzących po mieście. Mężczyźni w garniturach trzymają brązowe teczki, zapewne z jakimiś papierami w środku. Po ulicach jeżdżą samochody, ciężarówki z logo Bulfrog. Spotykamy policjantów wykrzykujących „Move along. Keep moving” oraz punków, którzy nie są do nas przyjaźnie nastawieni. Gdzieniegdzie nad sklepami żarzą się kolorowe neony. A wszystko to okraszone wspaniałą muzyką! Nie miałem jej w pierwszej wersji gry, dopiero później ją dorwałem. Ona jest wspaniała! Posłuchajcie jej. I można tak stać i rozkoszować się tym światem, aż do czasu kiedy trzeba otworzyć ogień z minigunów. To piękny dźwięk. A pociągnijcie serią z tej broni po trupach leżących na ulicy. Zobaczcie jak wspaniale sika krew…! Oj, zapędziłem się. W SW dużo trupów potrafi leżeć na ulicy.





Syndicate oznacza związek kilku przedsiębiorstw zawarty w celu dokonania wspólnego przedsięwzięcia. Tak bardzo chciałem osiągnąć ten cel bez kodów.

Wojna Syndykatów została stworzona Bullfrog Productions, a wydana przez Electronic Arts Inc w roku 1996. Śmiało można powiedzieć, że to gra, w której występują elementy akcji (kiedy w mieście kierujemy agentami) oraz strategii (rozwijanie technologii)
Jeżeli lubicie klimaty cyberpunkowe i tego typu gry, to można w nią spokojnie pograć i dzisiaj. Gra jest dostępna w Internecie za pieniądze ;)



Właśnie z Bartem rozmawiałem o grze. Nadal mu się nie podoba, ale opowiedział mi ciekawą historię związaną z pierwszą częścią :D  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz