sobota, 29 września 2018

Eye of the Beholder



Zmęczony nowymi rpg - Wasteland 2, Skyrim, Wiedźminem 3 czy ogrywanym właśnie Falloutem 4, postanowiłem wrócić do gier, które spowodowały, że uwielbiam ten gatunek. I cofnąłem się jeszcze dalej, do roku 1990, w którym to wyszła pierwsza część Eye of the Beholder, stworzona przez Westwood Studios i wydana przez Strategic Simulations, Inc.

Gdybym nie miał w sobie dużo cierpliwości i nie wiedział o co chodzi w przygodach przeżywanych w labiryntach, nie przeszedłbym nawet pierwszego poziomu. Na szczęście też, fantastyczne krainy z papierowych rpg nie są mi obce i wiem, czym jest poważna wyprawa, w której ratuje się świat lub przynajmniej konkretne miejsce.

Skokowe poruszanie i obracanie się o kąt 90 stopni nie zniechęcały mnie, a wręcz kusiły i przystąpiłem do tworzenia drużyny. A to jest zawsze miły element, bardzo ważny - którego ze znajomych z rzeczywistości wybrać do składu. Prawda? 



No to schodzimy. Prawdziwy Bohater  (ja!)  da sobie radę ze wszystkimi przeszkodami. Jeżeli ma opis przejścia, to da na 100 procent*. Musi uważać tylko i mądrze zapisywać grę, bo mamy jeden slot. No... ja robiłem nawet kopie katalogu gry co poziom, gdyby się okazało, że coś poszło nie tak. A można się w tej grze nadziać na przeróżne miejsca, z których albo trudno wyjść, bo otłuką nas wrogowie, albo nie ma tajemnego przycisku otwierającego zamknięte chwilę wcześniej drzwi (czy to motyw z 2 części gry??!?)  no albo nie mamy lub wyrzuciliśmy niezbędny do przejścia przedmiot. Pułapki i mało logiczne elementy, które trzeba odkrywać  w 2018 drażnią troszkę, ale...

....Ach, cóż to była za przygoda! Mogę tak powiedzieć, bo grę przeszedłem. Dźwięk otwieranych drzwi ustawię sobie chyba w telefonie jako dzwonek. A do tej pory doskonale też słyszę pająki w sąsiednich korytarzach.


Walka. Dwóch skurczybyków w mieczydłami czy toporami z przodu. Z tyłu mag, kleryk czy łucznik. Kiedy kończyły się czary wytrenowanym w magii członkom drużyny, można było rzucać we wrogów kamieniami, strzałkami czy nożami. A potem trzeba to było pozbierać. Chyba najwięcej czasu w grze zajmuje zbieranie przedmiotów i wkładanie ich pojedynczo w sloty ekwipunku.

A wszystko to, bo trzeba pokonać Xanathara, który swoje leże ma pod miastem Waterdeep.



Jeżeli jesteś stary i sentymentalny i/lub masz chwilę czasu, odpal Eye of the Beholder i zobacz jak pięknie się w nią gra.

* - Czasami rozszyfrowanie solucji bywa powodem do dumy!

Zacząłem II część gry z podstawową ekipą, przeniesioną z części I. Ale tę wyprawę dawkuję już sobie powoli.

Film z osiągnięć:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz