Zmęczony nowymi rpg - Wasteland
2, Skyrim, Wiedźminem 3 czy ogrywanym właśnie Falloutem 4, postanowiłem wrócić
do gier, które spowodowały, że uwielbiam ten gatunek. I cofnąłem się jeszcze
dalej, do roku 1990, w którym to wyszła pierwsza część Eye of the Beholder,
stworzona przez Westwood Studios i wydana przez Strategic Simulations, Inc.
Gdybym nie miał w sobie dużo
cierpliwości i nie wiedział o co chodzi w przygodach przeżywanych w
labiryntach, nie przeszedłbym nawet pierwszego poziomu. Na szczęście też,
fantastyczne krainy z papierowych rpg nie są mi obce i wiem, czym jest poważna
wyprawa, w której ratuje się świat lub przynajmniej konkretne miejsce.
Skokowe poruszanie i obracanie
się o kąt 90 stopni nie zniechęcały mnie, a wręcz kusiły i przystąpiłem do
tworzenia drużyny. A to jest zawsze miły element, bardzo ważny - którego ze
znajomych z rzeczywistości wybrać do składu. Prawda?
No to schodzimy. Prawdziwy
Bohater (ja!) da sobie radę ze wszystkimi przeszkodami.
Jeżeli ma opis przejścia, to da na 100 procent*. Musi uważać tylko i mądrze
zapisywać grę, bo mamy jeden slot. No... ja robiłem nawet kopie katalogu gry co
poziom, gdyby się okazało, że coś poszło nie tak. A można się w tej grze
nadziać na przeróżne miejsca, z których albo trudno wyjść, bo otłuką nas
wrogowie, albo nie ma tajemnego przycisku otwierającego zamknięte chwilę
wcześniej drzwi (czy to motyw z 2 części gry??!?) no albo nie mamy lub wyrzuciliśmy niezbędny
do przejścia przedmiot. Pułapki i mało logiczne elementy, które trzeba odkrywać
w 2018 drażnią troszkę, ale...
....Ach, cóż to była za przygoda!
Mogę tak powiedzieć, bo grę przeszedłem. Dźwięk otwieranych drzwi ustawię sobie
chyba w telefonie jako dzwonek. A do tej pory doskonale też słyszę pająki w
sąsiednich korytarzach.
Walka. Dwóch skurczybyków w
mieczydłami czy toporami z przodu. Z tyłu mag, kleryk czy łucznik. Kiedy
kończyły się czary wytrenowanym w magii członkom drużyny, można było rzucać we
wrogów kamieniami, strzałkami czy nożami. A potem trzeba to było pozbierać.
Chyba najwięcej czasu w grze zajmuje zbieranie przedmiotów i wkładanie ich pojedynczo
w sloty ekwipunku.
A wszystko to, bo trzeba pokonać
Xanathara, który swoje leże ma pod miastem Waterdeep.
Jeżeli jesteś stary i
sentymentalny i/lub masz chwilę czasu, odpal Eye of the Beholder i zobacz jak pięknie się w nią
gra.
* - Czasami rozszyfrowanie solucji
bywa powodem do dumy!
Zacząłem II część gry z
podstawową ekipą, przeniesioną z części I. Ale tę wyprawę dawkuję już sobie
powoli.
Film z osiągnięć:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz