wtorek, 26 listopada 2019

Command & Conquer: Red Alert 3 - Powstanie



O jejku, jejku, jej” – pomyślałem miesiąc temu po zagraniu pierwszy raz w Command & Conquer: Red Alert 3 - Powstanie. „To teraz tak wyglądają gry RTS? No, niesamowite. Ciekawie, ładnie… Przeoczyłem rozwój gier w tym gatunku.” Najbardziej lubię Warcrafta 2, grałem też w Command & Conquer, pierwszego Red Alerta i przez chwilę w inne, podobne gry, ale nie jest to mój ulubiony gatunek. W sumie to plasuje się gdzieś pod koniec listy. A potem zobaczyłem, że Red Alert 3: Powstanie jest z 2009 roku. 

Ale ciekawe (dla mnie) jest to, jak wszedłem w posiadanie tej gry, która jest samodzielnym rozszerzeniem do Red Alert 3. Żeby była słuszność, misji z podstawki nie doświadczymy…   Spójrzcie na to:


Wziąłem udział w konkursie na stronie fb Mord, potwory, tanie wina tak wygląda los Wiedźmina. Kiedyś takie miejsca były popularne.

"Chodź Wnuczku, usiądź przy Dziadku… opowiem Ci o starych grach troszkę - powiedziałem. Wnuczek przysunął fotel, wyłączył grę w komórce i zaczął słuchać… No… - zacząłem… Masz tu starą gazetę o grach komputerowych i poprzeglądaj sobie. Młody chłopiec otworzył równie starą co Dziadek gazetę i zatrzymał się na stronie z opisem Red Alerta. Dziadku co to? – zapytał… To był rok 1996… - zacząłem. Wtedy w to się grało cały czas… Aliantami najpierw to przeszedłem… to jest wiesz… RTS… strategia czasu rzeczywistego… (minęło kilkanaście minut opowieści dziadka)… Pograłbym sobie w to – powiedział Wnuczek kiedy Dziadek skończył opowieść… Niestety mój Kochany. Dawno już tej gry nie mam… ale jak u Wiedźminów wygram na FB, to będziemy mogli sobie we dwóch w nią potłuc… - opowiedziałem i usnąłem ze zmęczenia… Także, poproszę o Red Alerta 3, żeby z wnuczkiem pograć ;>"

…i wygrałem właśnie opisywaną grę. Wygrałem też i Dead Space, ale to historia na inną okazję.


Tak jak już pisałem na początku. Nie wiedziałem, że tak mogą wyglądać rts. Kiedyś to było prosto. Budowało się bazę, odpierało atak przeciwnika, rozwijało własną armię i szturmem wpadało na obiekt wroga. Teraz to wszystko jakieś takie sfabularyzowane już w czasie rozgrywki. Zaczynamy z małą mapą, stawiamy bazę, strzelamy się, zaliczamy cele i nagle pole walki się powiększa, widzimy nowe sytuacje, a wszystko to okraszone filmikami w ramce, w której normalnie mieści się mapa. A kiedy zrealizujemy nowe cele, teren znowu staje się większy lub przenosimy się w ramach tej samej misji w inne miejsce i tak dalej. 

Misji w kampanii dla każdej ze stron jest trzy. Mało – powiecie, ale właśnie ten model, który opisałem wyżej, wydłuża znacznie czas rozgrywki. To wszystko jest przyjemne. Czwarta kampania jest super mini i opowiada w kilkunastu minutach gry o losie japoneczki Yuriko, która posiadła tajemnicze zdolności umysłowe.


Stron w konflikcie mamy trzy – Sowietów, Aliantów i Imperium Wschodzącego Słońca. Jeżeli chodzi o fabułę, to Ruscy zapragnęli zwyciężyć i cofnęli się w czasie, tam napsocili i cała gra to alternatywna rzeczywistość do naszej.

Powiem coś też o jednostkach. Pomimo, że grę przeszedłem, to tylko niektóre wiem jak dokładnie funkcjonują. Bo one nie tylko strzelają. Musicie wiedzieć, że większość jednostek ma dwa różne tryby działania. Np. taka sowiecka maszyna Sierp może skakać w sam środek bitwy lub na wyższy teren, co się nazywa „Pchli skok”. Czołg Apokalipsa może przełączać się pomiędzy „Działami głównymi” lub użyć „Harpuna”, którym ściąga do siebie wrogie jednostki.




Ogromnie podobała mi się „Ściśle Tajne Protokoły”. Są to jakby umiejętności/magia/efekty specjalne, których możemy użyć na polu walki. Dla każdej strony są inne. Sowieci mają „Orbitalną ulewę”. Wycofują ze służby stację orbitalną i ona pięknie spada i niszczy… Byłem nią oczarowany.   



Te jednostki, których najczęściej używałem przeciwko wrogom i wydawały mi się skuteczne i śmiertelnie niebezpieczne, nie zagroziły mi w żaden sposób kiedy grałem drugą stroną przeciwko nim. Praktycznie wcale ich nie widziałem. Strategiem wielkim w rts nie jestem. Budowałem tylko niektóre maszyny i na nich opierałem ataki. Z piechoty wykorzystywałem jedynie inżyniera do przejmowania wrogich i neutralnych budynków.

Nie tylko przyjdzie nam bawić się w kampanii. Mamy też samouczek, ale wiadomo o chodzi. Wyzwania to kilkadziesiąt misji, w których łoimy, łoimy i chyba łoimy. Coś tam chyba w nich jest specjalnego, jakieś bonusy, ale zagrałem tylko w trzy z nich. Potyczka to ustawiona przez nas bitwa. Wybieramy ile mamy mieć przeciwników, na jakiej mapie walczyć, ile kasy można zebrać, kolory stron i inne.

Zwierzę się Wam z prymitywnego odruchu. Na wstępie napiszę moją zasadę, że „nie lubię patrzeć na coś, czego nie mogę dotknąć”. Ale w przerywnikach filmowych pomiędzy filmami występowały panie z odsłoniętymi nogami. Na początku grania w tę grę misje przechodziłem bardzo szybko, tylko dlatego, żeby zobaczyć te panie. Sprytny zabieg Twórcy! Po trzech takich filmach powróciłem do stosowania swojej zasady.





Red Alert jest zabawna. Tak! To dobre określenie mili państwo. To, co tutaj się wyprawia nie jest śmiertelnie poważne.

Posłuchajcie na koniec muzyki! Udźwiękowienie dobre. W czasie skondensowanego strzelania się słyszymy gitary, na których ludzie grają pięściami.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz