sobota, 23 listopada 2019

Eye of the Beholder II: The Legend of Darkmoon


Druga cześć Eye of the Beholder została wykonana przez Westwood Studios, a wydana w 1991 roku przez Strategic Simulations Inc. Zacząłem w nią grać tuż po przejściu pierwszej części we wrześniu 2018 roku. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zobaczyłem, że nic o dwójce nie napisałem. Tedy nadrabiam zaległości…

Tak jak przy pierwszej części, sięgnąłem po tę serię ze zmęczenia się nowymi grami rpg. Chciałem poczuć się jak prawdziwy bohater, który nie wie co zrobić, bo nic mu nie podpowiada i nie pokazuje drogi do celu. Surowy klimat bardzo mi się spodobał i długo siedziałem w lochach.

Akcja gry rozpoczyna się chwilę po zakończeniu części pierwszej. Przeniosłem swoją drużynę do części  drugiej i oto siedzimy w karczmie miasta Waterdeep i chociaż nie zostało to powiedziane i pokazane, (ale co innego w sumie możemy robić w takim miejscu?) - „pijemy piwo, jemy jajecznicę bez skorupek, wykrzykujemy do siebie, (szykujemy ognisko) otacza nas chwała…” aż tu nagle nasz znajomy mag Khelben Czarnolaski, informuje przy pomocy liściku, że jest problem. Idziemy do niego, okazuje się, że w świątyni Darkmoon czai się Starożytne Zło. Bez szemrania przenosimy się do lasu blisko świątyni.


Tak! Do lasu. Jakże odmienna sceneria od tego co widzieliśmy poprzednio. Bijemy wilki i starą babę! Ale już za chwilę wchodzimy do środka obiektu, który należy zbadać i do końca gry kręcimy się po jego wnętrzu.

Jest coś romantycznego w skokowym poruszaniu się i obracaniu o 90 stopni w tego typu starych rpg. I cała gra byłaby przepotężnie romantycznym i ekscytującym doświadczeniem jak… jak nowa dziewczyna… gdyby nie to, że to bardzo trudna przygoda. Trzeba mieć dużą wiedzę co trzeba tu zrobić, jakich przedmiotów szukać, jak się zachowywać. Wasza cierpliwość zostanie wystawiona na ciężkie próby.

Zapytacie się pewnie czy korzystałem z opisu przejścia gry? Tak, ale tylko wówczas, kiedy już naprawdę nie wiedziałem co mam zrobić. I tak jak przy jedynce, samo zrozumienie i odczytanie opisu to nie lada sztuka. A Darkmoon to bardziej złożona, rozbudowana i ładniej wykonana gra niż jej poprzedniczka. Trzeba będzie podejmować ważkie decyzje, testować swoją wiarę, opukiwać ściany, ignorować lub dołączać do drużyny nowych bohaterów, walczyć z hordą skurczybyków ze świata Zaawansowanych Lochów i Smoków, wskrzeszać towarzyszy, zbierać tony sprzętu, w większości nieprzydatnego (tu nie ma nieprzydatnego sprzętu – kości, zgniłe jedzenie, którego nikt nie chce zjeść, to wszystko się przydaje), szukać i używać kluczy, korzystać z  magii i eliksirów, uczyć czarów, uważać na teleportery, podłogowe puzzle oraz dziury i odpoczywać i... ja pierdykam!!! - zbierać strzałki i strzały z łuku, których użyliśmy. Wiecie o co chodzi? To prawdziwa przygoda.


Tym razem pomaga nam w tym wszystkim sama gra i oferuje sześć miejsc do zapisu zamiast jednego. Ale i tak po każdym wejściu czy zejściu na poziom, robiłem kopie bezpieczeństwa katalogu z grą. Nie chciałem popełnić błędu.   

Pomimo tego, że poruszamy się labiryntach - podziemiach i trzech wieżach - to lokacje są niby zróżnicowane. Inna kolorystyka, kamienie, kafelki, a czasem i dywany. Nie czułem nudy ani irytacji. 

Muzyka w tej grze jest okej, wszystkie dźwięki też, chociaż najbardziej podobał mi się odgłos otwieranych drzwi. Niby nic, a robi wrażenie. Agonalnego okrzyku umierającego bohatera też nigdy nie zapomnę. 


Grałem w Legendę Darkmoon długo. Przyjemność dawkowałem powoli. Ciąłem w to chyba z pół roku jak nie więcej, kilka, kilkanaście minut dziennie, przyspieszając dopiero pod koniec, chociaż skutecznie przeszkadzały mi w ukończeniu gry Mind flayery. Ale, że aparycję mają znajomą, nie bardzo się denerwowałem.  


Dran Dragore to mocny przeciwnik. Po każdym ciosie, który go dosięgną, a samemu przy tym nie oberwałem, zapisywałem grę. Trwało to chwilę, ale przeciwnik padł.

Film z końcówki wstawiłem na yt 14 marca 2019 roku.





Przeniosłem drużynę do części III, ale od ukończenia dwójki, zagrałem w nią jedynie kilkanaście minut. Być może kiedyś ukończę ostatnią część trylogii.


Stary Wuj – Wojownik – 9 poziom – klasa pancerza (- 2) 
Bart – Wojownik – 9 poziom – klasa pancerza (1) 
Kubańczyk – Kleryk – 9 poziom – klasa pancerza (1)
Matijanek – Mag – 11 poziom – klasa pancerza (1) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz