poniedziałek, 1 czerwca 2020

Gothic


Sprawa z tą kultową grą, ale nie dla mnie, wygląda następująco. Wyszła ona w 2001 roku, zrobili ją ludzie (czy też Niemcy) z Piranha Bytes, ale na dzień premiery nie miałem do niej dostępu. A kiedy już ją zdobyliśmy z Bartem, mieliśmy o niej tylko takie pojęcie, że to trudna produkcja i można zginąć od ataku szczura. 

Szybko przestaliśmy w nią grać, bo nie wiedzieliśmy jak atakować. No kto by pomyślał, że trzeba Ctrl używać w czasie ataku i... chyba każdej innej czynności? Z wielką radością wróciliśmy do Morrowinda, o Gothicu zapominając na długie lata. Potem miałem z grą styczność przez chwilę, przez przypadek, tak samo jak z drugą częścią, aż do 30 maja 2018, kiedy to przeszedłem opisywaną dzisiaj grę.



Nie ukrywam, na początku zmuszałem się do grania w Gothica, wiedząc doskonale, dlaczego wówczas wybraliśmy trzecią część Pradawnych Zwojów. Ale odkryłem jak się atakuje... 



Morrowind był o wiele bardziej plastyczny. Można było walczyć na początku gry (odskoki, ataki, rzucanie czarów nawet) z trudnym przeciwnikiem i po dłuższym czasie go powalić, w Gothicu... No cóż. Nie podnosząc umiejętności np. walka mieczem dwuręcznym czy atrybutów, nie dało się pokonać trudniejszego przeciwnika. Było się na siłę! - za mało silnym. A przynajmniej ja nie umiałem pokonać cięższych wrogów. Ale nawet jak już dopakowałeś postać to czasami walka odbywała się tak, że nic we wroga nie trafiłeś i za chwilę byłeś martwy. Po load, sytuacja się odwracała i Ty byłeś zwycięzcą. 





Podobał mi się motyw, że po walce z człowiekiem, nasz przeciwnik był jedynie ogłuszony. Można go było okraść. Na późniejszym etapie gry doszła możliwość zabicia pokonanego. Ja zabijałem każdego...



Postać rozwijamy co poziom, dostając punkty umiejętności, za które plus pieniążki (ruda) rozwijamy statystyki u nauczycieli. Na początku trudno się zdecydować co wybrać. Chyba wziąłem oporządzenie zwłok potworów.



Z tego co pamiętam, nie płaciłem za ochronę w Starym Obozie, a chaty npc okradałem na potęgę. Żeby otworzyć zamek trzeba było manipulować wytrychem przy pomocy strzałek – lewo, prawo... Odpowiednia kombinacja otwierała zamkniętą skrzynię czy też drzwi, a jeżeli się pomyliliśmy, wytrych się łamał i musieliśmy zaczynać od początku. Dużo spędziłem czasu przy load/save i zapisywaniu na kartce kolejnych kombinacji.


Kiedy usłyszałem o Śniącym, wiedziałem, że automatycznie dołączę do Bractwa na Bagnach. No przecież ten Śniący to Cthulhu! Prawda? Tak wówczas myślałem i zastanawiałem się w jaki sposób będzie nas chciał wszystkich przechytrzyć. Przy wystarczającej ilości ziela można było nawiązać kontakt ze Śniącym – tak mówiono na grze, ale ja tego nie doświadczyłem. 



Do pełnego wyzdrowienia odpoczywaliśmy w łóżku i była też opcja czekania np. "Do wieczora..." lub kolejnego ranka. "Yyyy... kolejny dzień i znowu to samo."



W czasie rozmów mogliśmy się pytać o konkretnych ludzi. Niby nic, a jednak zapamiętałem ten motyw i wydawał mi się pozytywny. 



Gdzieś tak w 1/4 przejścia gry postanowiłem pobiegać po mapie. Zrobiłem "triczek" (zeskoczyłem ze skały o ile się nie mylę) i znalazłem się na terytorium Orków. Po pewnym czasie zaczęły mnie one gonić, a do pomocy miały wielkie wilki. Uciekałem do bramy prowadzącej na teren Orków, przy której stało dwóch wojowników ze Starego Obozu. Wiecie, o którą mi chodzi? Myślałem, że mnie obronią, a może i sami przy okazji umrą, ale okazało się, że tłukli mnie wspólnie z Orkami. A kiedy padłem, wszyscy się zgodnie rozeszli... Zostałem bezczelnie oszukany!


Wrzód ze Starego Obozu pozdrawia Czytelników tego bloga i mówi, że przyjdzie dzisiaj się z Wami spotkać.



Przyjmowałem każde zlecenie dla punktów umiejętności i kolejnych poziomów. Tych zadań pobocznych jest troszkę. Trzeba podbijać do osób, które mają imiona. Czasami trzeba coś dla nich zrobić.



Pomimo zamkniętego terenu jest on duży, poziomy rozgrywają się też po ziemią oraz wchodzimy na górki i co jakiś czas natrafiamy na interesujące rzeczy. Nie wydaje mi się, że się nudziłem. Ale nuda pojawiła się, kiedy trzeba biegać z jednego końca mapy na drugi (od obozu do obozu) w celu zaliczenia (zieeew!) zadań. Później są runy, dzięki którym można się teleportować do centrum konkretnego obozu.



Żeby mieć jako takie rozeznanie w naszych działaniach czytamy dziennik, w którym zapisywane są najważniejsze rzeczy.



Gra oferuje zbieranie się roślinek, wyrób własnych mieczydeł, czytanie książek, noszenie tysięcy butelek z eliksirami i kilka innych rzeczy, których już nie pamiętam lub nigdy ich nie robiłem. 



No, ale to sterowanie... Fatalna sprawa! 



Grę skończyłem osiągając 32 poziom jako Strażnik Świątynny. Miałem 154 punty siły i 619 puntów życia. Byłem mistrzem w broniach jednoręcznych i dwuręcznych, potrafiłem się skradać, otwierać zamki, kraść i nieobca była mi akrobatyka. Mój krąg magii był na poziomie 4. A nawet postrzelałem chwilę z łuku.



Główna broń to miecz – Uriziel, a pancerz to Starożytna Zbroja Magiczna. Na klacie dyndał mi Amulet kamiennej skóry, a na palcach lśniły dwa pierścienie siły.



Nasz bohater to nie Wy tylko Bezimienny... O jejku jej! Nazywany jest w Polsce "Bezi"... Bezi. 

Bezi jest opryszkiem, który trafia do kolonii karnej na wyspie Khorinis, którą otacza nieprzekraczalna bariera. Ale chyba ten akapit nie jest nikomu do niczego potrzebny.

Do kolejnej części może kiedyś przysiądę...


Podsumowanie wideo:




Aktualizacja 02.06. 2020
Na blogu Trzynastego Schronu zrobiłem takie wpis:

Starowujkowanie ^(;,;)^ 24 - Spisek! Potwory z Fallouta w grze Gothic


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz