niedziela, 3 września 2017

Faery Tale Adventure II: Halls of the Dead


Niestety, są takie gry komputerowe, pomimo tego, że je ukochałem, to nigdy ich nie przejdę... – pisałem przy wspomnieniach z gry Albion.

A teraz te same słowa pasują do gry Faery Tale Adventure II: Halls of the Dead. 

Namęczyłem się pisząc tę notatkę. Wiele razy odchodziłem od komputera zły i nie wiedziałem co robić. Podchodziłem ponownie, kasując niektóre zdania, żeby po chwili znowu je napisać. Pierwszy raz nie miałem pojęcia co zrobić z grą, której lata temu nie ukończyłem. Czy mimo wszystko starać się w nią grać, czy zostawić i nie burzyć wspomnień? I nadal nie wiem co robić. To będzie bardzo niespójny tekst.

Chłopcy na początku gry, ale już po kilku "latach" grania ;> 


Nazwy zapisanych stanów gry... Mój brat też w to grał.
  
Niestety nie wiem już od kogo pochodziła moja pir… piękna wersja gry. Od pewnego czasu staram się sobie to przypomnieć, ale natrafiam na retro chaotyczną pustkę. Spędziłem z tym tytułem wiele czasu, przede wszystkim biegając po mapie, tłukąc potwory i zbierając ekwipunek. I to w zasadzie tyle. Wówczas nigdzie nie mogłem znaleźć (pod żadnym przyciskiem klawiatury) tabelki z opisem zadań. Może ich nie było??!!

Kiedyś uważałem, że jest to fantastyczna gra, chociaż miałem nikłe pojęcie co trzeba w niej zrobić. Nie miałem instrukcji, intro, po jej włączeniu rozpoczynała się od razu rozgrywka, a mój angielski byłem na tym samym poziomie co teraz, czyli kiepskim. Ale z rozmów z postaciami niezależnymi (lub z jakiegoś innego źródła – recenzja w SS??!?) wiedziałem, że potrzeba mi znaleźć 3 złote jabłka i kilka kryształów. A kiedy rozgrywka się przedłużała, do ukończenia gry było daleko, a  moja cierpliwość się skończyła, zostawiłem grę na lepsze czasy.

Zapowiedzi lepszych czasów co jakiś czas nadchodziły. Jednak ponownie traciłem nadzieję, że kiedykolwiek uda mi się ukończyć grę.

Podziemia i szkatułka, w której nic nie było...  

Zaatakowały nas... te... piekielne ogary!


Faery Tale Adventure II: Halls of the Dead w 1997 roku zrobili ludzie z MicroIllusions, ale chyba jej w sumie nie dokończyli. Ale udało się to innej ekipie o nazwie The Dreamers Guild. Ale nie bierzcie za pewnik tych informacji. 

Kilka miesięcy temu obejrzałem rozgrywkę i zakończenie Faery Tale Adventure II na Yt, u kolesia o nazwie robikz, tego samego, który nagrywał Albiona. Widząc te filmy zauważyłem natychmiast, że  niewiele udało mi się dokonać w swojej grze i że  skrywa ona wiele więcej, niż udało mi się odkryć.

Kiedy zamykam oczy i myślę o tej grze, pierwszym wspomnieniem – automatycznym -  jest jedzenie herbsów i mushroomsów kiedy miałem mało życia. Ten motyw wrył mi się w pamięć bardzo mocno. 

Mam sejvy z czasów mojego grania. Niedawno je znalazłem. (Kłamię: Zawsze wiedziałem gdzie są!) Odpaliłem grę po wielu latach i… spojrzałem na mapę. Więcej jest zakryta niż spenetrowana…, aż spuściłem głowę ze wstydu. Miałem nadzieję, że jednak będzie tego troszkę więcej.



Zanim powiem co obecnie zamierzam zrobić z tą grą, pogram w nią chwilę, a następnie zamknę oczy ponownie i spróbuję sobie przywołać wspomnienia z głębin umysłu.

Już..

Ja pierdykam! Jaka ta gra jest głupia! Kiedyś myślałem, tak jak pisałem wcześniej, że jest fantastyczna, a teraz… Nie no… jeszcze raz ją odpalę. 

Aaaa… 

W to nie da się grać. Wciska się podczas walki jakaś pauza! Żeby rozmawiać z postaciami niezależnymi, należy z menu naszej postaci wybrać odpowiednią ikonkę i przeciągnąć ją na npc i dopiero wówczas rozpoczyna się jakiś dialog… Niektóre bronie nie działają na potworki, nie da się ich zranić. Musiałem z inwentarza wybierać bronie i walić, aż któraś zadziała… Ale jaja! :D 

Gra ma błąd… Noszę ze sobą puste butelki po eliksirach leczniczych i nie uwierzycie… ale one nadal leczą. Klikając na pustą butelczynę można odnowić zdrowie. Te motyw odkryłem przez przypadek już za pierwszym podejściem do gry. Dobra, spokojnie…

Do tawerny można przyjść... tylko po co? 

"Dyliżans", którym za kilka worów złota podróżowaliśmy po mapie.


Gramy trzema braćmi. Skąd wiem, że oni są rodziną? Ano w sumie nie wiem. Chyba są podobni. Julian ma włosy czarne, Phillip brązowe, a Kewin to blondasek. Czy różnią się czymś jeszcze? Nie wiem! Jak na erpega przystało, zdolności naszych bohaterów rozwijają się, ale robi się  to samoczynnie. Używasz jakiejś umiejętności, a podwyższa się jej poziom.

Zwiedzamy miasta i wioski, w których mieszkają ludzie jak i osady potworzaków. Poruszamy się po terenach leśnych oraz zimowych, biegając po śniegu. Do tego plądrujemy zamki, ruiny zamków i jaskinie. Gra ma wszystkie lokacje, które charakteryzują gatunek fantasy (czujecie, że już olewam ten wpis?) 

Do wyboru mamy przeróżne bronie… mieczydła, młoty, obuchy i łuki. Możemy używać magii o szerokim zastosowaniu – do walki, leczenia czy tworzenia sobie posiłków. Pijemy czarodziejskie miksturki… 

Wiecie co. Nie chce mi się o tej grze już pisać. Kiedyś miałem z nią piękne wspomnienia, a teraz, po kilku dniach pisania tego tekstu i odpalania gry mam jej już serdecznie dosyć. 

Statek... ;>

Taka sytuacja – jak mawia młodzież.

Trzech braciszków stoi na słonecznej polance. Ale ileż można tak stać? Zatem ruszają szukać przygód. Klikamy myszką raz - zaczynają iść, klikamy dwa i już biegną… A po chwili przed nimi ukazuje się rzeczka i mostek. Pierwszy z braci przebiega przez niego jakby to była rzecz najnormalniejsza na świecie, ale drugi z braci spada z mostka do wody, a trzeci w ogóle na niego nie trafia i nie patrząc na nic, dołącza do brata fajtłapy… I szamocze się dwójka braci w wodzie po szyję. Wychodzą powoli. Ruszają się przy tym jak muchy najedzone gówienkiem. 

Hahaha! Znalazłem recenzję w Secret Service. Ech… ;> 

Ale będę sprawiedliwy. To tylko moja wina, że z piękne wspomnienia stały się beznadziejne. Nie umiałem grać w tę grę. Chwilę temu ściągnąłem z neta instrukcję do gry…

Tak bardzo chciałbym powiedzieć. Melduję wykonanie zadania uratowania świata… 

;> Dobra! Koniec…  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz