wtorek, 10 stycznia 2017

F-22 Lightning 2



Wydaje się mi się, po tych wszystkich latach, że gra F-22 Lightning 2, była na słynnej płycie, na której nagrany był pierwszy Broken Sword oraz Daggerfall. I być może się mylę, ale tak podpowiada mi serce… ;>

Jak wiecie, za młodu interesowałem się lotnictwem i lubiłem grać w symulatory wojskowych maszyn. Lockheed F-22 Raptor, w czasie kiedy zasiadałem za jego sterami na kompie, był bardzo fantastyczną maszyną. Do służby w siłach powietrznych USA samoloty weszły w 2005 roku. Jak mówi wikipedia: „Pierwszy wyprodukowany egzemplarz został dostarczony do Bazy Sił Powietrznych w Nellis w stanie Nevada 14 stycznia 2003” Ostatnio byłem w tej Bazie… w Falloucie Nowym Vegas. 



F-22 Lightning 2 został stworzony w 1996 roku przez Novalogic Inc.. I od razu wiadomo, że żaden to porządny symulator, a raczej piękna strzelanina. Ale tak mogę napisać teraz, po latach, wcześniej to był symulator, do cholery! Sterowanie samolotem jest proste, można go opanować dosyć szybko. Lądowanie też nie sprawia większych problemów. No chyba… że tylko ja nie miałem z tym większych problemów ;) (Jakiś miesiąc temu ściągnąłem demo F-22 Lightning 3, gra bardzo podobna… lądowanie zaliczyłem na 5. W tej grze można zrzucić bombę atomową. Brawo!)



Misji w F-22 Lightning 2 było dosyć dużo. Lataliśmy w różnych rejonach kuli ziemskiej, po niebie Angoli, Iranu, Jordanii, Kolumbii oraz Rosji, na Syberii. Bardzo fajnym motywem było to, że misje odbywały się o wszystkich porach dnia. Świat spowity w pomarańczowym kolorze zachodzącego Słońca, czy różowiutki świt, robiły odpowiednie wrażenie.





Różne rejony świata oznaczały również odmienne samoloty, z którymi przyszło nam wojować. Po pewnym czasie znudziło mi się eliminowanie wrogów rakietami z daleka, zanim ich jeszcze zobaczyłem… Bardziej ekscytującym wyzwaniem było zestrzelenie ich z działka! O tak! 

Dosyć często przełączałem kamerę na widok na samolot. Te „fotorealistyczne” krajobrazy oszałamiały mnie. Ale takie wrażenie miało się tylko podczas lotu na dużej wysokości. Na małej.. piksele były poczwórnej wielkości samolotu. (???!?) Niesamowitym wrażeniem było znalezienie się ponad chmurami. Tam był już kosmos ludzie! Kamerę można było ustawić na swojego skrzydłowego, wrogie samoloty, konstrukcje i oddziały naziemne oraz na wystrzeliwane przez nas rakiety, a także płynnie rozglądać się po całym kokpicie.



Muzyka w grze była jakby wyjęta z filmów sensacyjnych, ale podczas misji wyłączyłem ją. Gra mi szybciej działała (taki trick) i lubiłem słuchać miłego mruczenia dopalaczy.   

Ostatni misja… trzeba było obronić samolot pana prezydenta USA. A przynajmniej tak mi się wydaje. Tutaj trzeba było precyzyjnie rozplanować akcję i… chyba trzeba było ze trzy razy lądować na lotnisku, żeby uzupełnić amunicję. 

Ha! No i teraz to co najciekawsze. W tę grę graliśmy z Bartem wspólnie. Trzeba było tylko przenieść kompa i podłączyć się przez kabelek. Misje dosyć długo się wczytywały, ale zabawa była soczysta! Strzelaliśmy do siebie, aż miło. 

To była dobra gra. Z przyjemnością pograłbym sobie w nią jeszcze przez chwilę :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz